Dalila Goncalves
Dream Speakers
20.10 - 19.11.2022
Wśród wielu rzeczy piętrzących się na biurku Dalili Gonçalves w Porto, znajdziemy książkę Gonçalo M. Tavaresa pełną podróży, lektur i notatek. Ma kolor kanarkowożółty i jest słownikiem poświęconym różnym artystom. Wydawnictwo nazywa się Relógio de d’água (Zegar wodny), a echa takiego „wodnego” przepływu odnajdujemy w niektórych tykwach, od których aż roi się w pracowni artystki w Bonfim. Otwieram książkę na stronie 84 i czytam ostatnie zdanie: emocjonalna dystorsja. Fragment opowiada o duecie Elmgreen & Dragset, chociaż między wierszami znajdujemy analogie do warsztatu artystycznego Dalili. Przeskakuję na stronę 60, fragment o Josephie Beuysie, z takim zdaniem na końcu: Tysiąc konferencji nie wystarczy, aby wyjaśnić jeden kamień. Potem strona 29, Cildo Meireles, a na zakończenie następujacy fragment: Jak moneta, która ma wartość pod ziemią i nad ziemię; sprawić by poezja była w obiegu.

Fantastyczny składnik, wprowadzony przez Tavaresa do opowiadań, wyczuwamy też w wielu pracach Dalili Gonçalves, prawie jak aforyzm: rzeczywistość przerasta fikcję. Obecność narratora w tekście jest jak podróżnik, który powierzył swój los przypadkowi i wędruje bez określonego celu − tak jak artystka. Podróżniczka, zadająca drobiazgowe pytania o szczegóły ocalone z przeszłości, które pomagają jej zrekonstruować układankę życia innych osób. Dalila rozstrzyga pomiędzy ideami, które wpłynęły na przebieg życia każdej z nich − mocno ekscentrycznych, bo ekscentryczność ma w sobie coś fantastycznego i w ten sposób narracja, jak sama rzeczywistość, również otwiera drzwi do tego, co niewiarygodne.

W istocie, jeśli istnieje jakiś przedmiot narracyjny, który jest pełen fantazji i ekscentryczności, to będzie nim tykwa (calabaza). Posiada ona bardzo rozbudowane „drzewo genealogiczne”. Calabacera − to zarówno nazwa rośliny, na której tykwy rosną, jak i określenie kobiety sprzedającej tykwy. W rodzaju męskim z kolei słowo to oznacza złodzieja posługującego się wytrychami, jak również kostarykańskie drzewo, które daje owoce zwane guacal albo jícara. Calabacino to zarówno wydrążona, sucha tykwa, jak i osoba o małej wiedzy. Dar calabazas − oznacza oblanie kogoś na egzaminie, a także odrzucenie czyichś miłosnych zalotów. Darse uno de calabazas − odnosi się do próżnych starań w celu wyjaśnienia czegoś. Calabazote to skórka tykwy w miodzie lub syropie winogronowym. Calabazazo oznacza uderzenie w głowę, calabazona to tykwa zimowa, a calabazo to instrument muzyczny wykonany z długiego, wydrążonego owocu tykwy, na którym gra się przeciągając prętem po poprzecznych rowkach. W muzyce afrykańskiej, calabaza de agua jest nazwą instrumentu perkusyjnego, na którym gra się rękami. W książce Gonçalo M. Tavaresa znajduję zdjęcie dłoni na stronie 45, a obok krótki tekst o Gabrielu Orozco. Tu również tekst wybrzmiewa znamiennie: Przedmioty zapominają swoje własne kształty, tak jakby były one jedynie elementem pamięci; zapominają swój kształt, a ten znika, rozpuszcza się jak płyn wlany do mocniejszego płynu: do świata.

Tykwy prezentowane przez Dalilę Gonçalves w Rodríguez Gallery są również przedmiotami, które oduczyły się swojej formy, aby zamienić się w coś innego. Znajdujemy tu bliskie odniesienia do ostatnich prac artystki, w których materią był dźwięk, a funkcją − pamięć. Niektóre z nich przypominają trąbki. Inne − głośniki albo paraboliczne anteny. Umieszczone w przestrzeni zdają się ze sobą rozmawiać, jak czajniczki na innych wystawach tej artystki. To tykwy o długich i cienkich szyjach są tak osobliwe, że wydają się być błędami innych, bardziej konwencjonalnych. Połączone ze sobą zdają się być owocami z dziwnego ogrodu, gdzie wszystko toczy się powoli, swoim naturalnym rytmem. Zastanawiam się nad inną żółtą książką, Yo trabajo como un hortelano (Pracuję jako ogrodnik), autorstwa Joana Miró, a także nad tym emocjonalnym pejzażem, w którym obydwoje artystów zdaje się uwidaczniać to, czego nie widać. Ten surrealistyczny ruch intelektualny, który podążał za konstelacjami Miró, jak również ta przyjemność z pracy z materią, jaką widzimy u Dalili, te splecione ze sobą tykwy, które momentami przypominają stetoskopy − narzędzia używane przez lekarzy do słuchania bicia serca; albo morskie muszle, które zachowują w swym wnętrzu klimat wieczoru. Aparat wzmacniający dźwięk, który zaprasza nas do obserwacji, do słuchu absolutnego − tej umiejętności pozwalającej rozpoznawać nuty bez żadnego zewnętrznego punktu odniesienia. Artystka proponuje nam dźwiękową obietnicę bez konkretnej formy, lub pozostawia to naszej wyobraźni. Stąd tytuł: Dream Speakers − Głośniki Marzeń. W ramach tej idei marzeń sennych prace artystki są również eksperymentami pomyślanymi w taki sposób, aby dać odpowiedź na inne pytanie: Czym może być rzeźba?

Dla Dalili Gonçalves najważniejsza zdaje się być idea, że sztuka to eksperymentalna realizacja wolności. Oznacza to sprzymierzenie się z otwartą strukturą, w nieustannym ruchu, w celu eksplorowania wielorakich możliwości, jakie daje nam czas. To przedmioty otwarte na błędy, na pomyłki, na zmęczenie danym dniem, na radość, smutek i określony rodzaj energii. To czas organiczny, bliski naturze. Prace te stanowią odzwierciedlenie procesu autopsji − stopniowego poznawania przedmiotów i materiałów, warstwa po warstwie, aż do ujrzenia ich wnętrza. Artystka mówi nam o sposobach, aby się zagłębić, zbadać plastyczność i − często − historię, a czasem i funkcję, albo wszystkie te rzeczy jednocześnie. Wyznaje, że fascynuje ją odkrywanie istoty przedmiotów i materiałów, podkreślanie tego, co je odróżnia. "Działam jak chirurżka, pragnąc wydrążyć tunel, aby skrócić wijącą się ścieżkę prowadzącą na szczyt góry, tak aby idąc tą krótką drogą można było marzyć o górze, albo − kiedy tunel już istnieje − wejść na górę krętą ścieżką, aby zrozumieć, dlaczego i w jakim miejscu wydrążony został tunel" − opowiada. Jej głosu nie słychać, ale można go wyczuć, tak jak na wystawie. Jest tuż, tuż. Otwieram nową książkę Tavaresa w przypadkowym miejscu. Strona 112, fragment o Sophie Calle. I znowu, między wierszami, Dalila: Życie jest masą, można powiedzieć, niespodziewaną.

Bea Espejo

 

 

Projekt dofinansowane z budżetu Miasta Poznania